Mój stary jest fanatykiem prasy drukowanej. Odkąd pamiętam charakterystyczne logo z czerwonym prostokątem przewalało się przez stoły, krzesła, podłogi naszego M4. Zawiązywana teczka u pani w kiosku Ruchu, do której sumiennie, w dzień w dzień odkładała rzeczony egzemplarz, odbierany przez ojca po pracy. I dodatki, oczywiście. Wyrzucane rękami, a oczami wyobraźni (nie)widziane spadające lasy. „Dom” wyrzucany jak dąb padał. „Turystyka” – lipa. „Komunikaty” – świerki jak zimowe kwiaty. „Auto Moto” – jak maszty upadały sosny. „Supermarket” – modrzew. Klon był „Nieruchomościami”. „Mój komputer” – i buk się korzeniem nakrywał. Jednak za przykładem Adasia Miauczyńskiego, z każdym precz dodatkiem, ich żywicą nikt z naszej familii się nie zakrwawiał. Morowa i od razu stawiająca na baczność „Polska Zbrojna”. Do tej pory nie wiem czy kupowana z zawodowego obowiązku czy ze szczerego zainteresowania. Kultowy już w pewnych kręgach dwutygodnik szaradziarski „Rozrywka”. Ujęty w
Pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, a o filmach to już w ogóle...