Przejdź do głównej zawartości

Św. Xavier od hipsterów




Cannes. Rok 2009. Dwudziestolatek z Kanady swoim quasi-autobiograficznym debiutem ,,Zabiłem moją matkę rozbija bank i zgarnia trzy nagrody na creme de la creme festiwali filmowych. Rozentuzjazmowane gremia krytyków na łamach prasy ochoczo tytułują go ,,cudownym dzieckiem kina, ponieważ stanowi wdzięczną personifikację Nescafe 3w1 – sam sobie reżyserem/scenarzystą/aktorem.
Tak oto rozpoczyna się międzynarodowa filmowa odyseja Xaviera Dolana. Dla jednych modelowego hochsztaplera kina, taplającego się w nieznośnej manierze przeestetyzowania i samouwielbienia. Dla drugich, artystycznego patrona i ikony pokolenia bywalców Placu Hipstera raczących się tamże sojowym latte.
Jeśli w tym miejscu stwierdzacie, że to nie wasza bajka i nie chcecie know-how nastoletni Hubert Minel rozprawia się z rodzicielką, pozwolę sobie jednak wspiąć się na obronną barykadę i zwieść Was, mimo to, przed ekrany telewizorów.
Cierpienia młodego Huberta
O czym może nakręcić pełnometrażową fabułę tak młody twórca?
Ano, głównie o codziennych kłótniach z matką, a to w czasie podwózki samochodem do szkoły, a to w czasie spożywania kolacji. Wiele nie potrzeba by młody-gniewny (zależnie od aktualnego stopnia nabuzowania hormonów):
a) zbywał biedną mère półsłówkami i trzaskał drzwiami,
b) wdawał się w pyskówki, których nie powstydziłaby się sama Krystyna Pawłowicz,
c) raczył nas  długim bluzgiem wykonywanym na autopilocie.
Bohater nie idzie śladem Normana Batesa z hitchockowskiej ,,Psychozy. Tylko symbolicznie dokonuje aktu zabicia matki, wypowiadając na początku filmu sakramentalne: ,,Mama nie żyje (w odpowiedzi na pytanie nauczycielki ,,czym ona się zajmuje?).
Przyodziany w pastelowy pulowerek w serek, z misternie ułożoną czupryną z zawiadacko spuszczonym lokiem na czoło – chłopak wylewa gorzkie żale i dzieli się życiowymi refleksjami uwieczniając je na kasetach video w pieleszach swojego pokoju.
Dolan lubi siebie przed obiektywem kamery i kontempluje, co jakiś czas, w czarno-białych zbliżeniach, detale twarzy – a to wędrującą, pod gęstą firanką rzęs, gałkę oczną, a to prychające z dezaprobatą wargi wygłaszające coelhizmy typu: ,,Wszyscy nienawidzą matki. Może tylko przez minutę albo przez rok.
Manieryzm ujarzmiony
Na szczęście, reżyser nie zapędza się do końca w nieznośną egzaltację, umiejętnie rozładowując ją, smakowicie zaserwowaną dawką ironii i groteski. W złapaniu oddechu i dystansu pomaga  odpowiednio dobrana forma. Firmowe ujęcia w slow motion z ,,robiącymi klimat rzewnymi smyczkami w tle, zostają użyte, na zasadzie kontrastu, do przedstawienia niechlujnego spożywania jedzenia przez matkę, włącznie ze ściekającym po brodzie sokiem z pomarańczy.
Prym wiedzie jednak scena, w której Chantale nawiedza syna w szkole, oburzona faktem, iż została przez niego życzeniowo uśmiercona. Zdemaskowany i zdesperowany Hubert, na oczach kolegów, ucieka przed goniącą go z trudem matką (kolebiącą się  na obcasach niczym wańka-wstańka i opatuloną w krępujące ruchy, gepardzie futrzysko oraz wieńczącą stylizację – uszankę).
Będąc w permanentnym napięciu, czujny jak pies podwójny, nastolatek  czeka na odpowiedni moment by zaatakować i rzucić się po raz enty w wir słownych przepychanek. Przebitka, ukazująca w zbliżeniu  fatalny stan paznokci, wymuskanego, wydawałoby się, w każdym calu, bohatera, w  nieoczywisty sposób ukazuje jak – dosłownie, zjada on stres związany  z codziennymi konfrontacjami z rodzicielką.
...bo to zła kobieta była?
Anne Duval stanowi przeciwwagę dla Dolana, momentami popadającego, w skrajny histeryzm&manieryzm. Kreuje bohaterkę będącą zaprzeczeniem, roztaczanej z lubością przez syna, wizji ,,matki z piekła rodem. Odtwórczyni roli Chantale kreśli przekonywujący portret kobiety pracującej, mierzącej się z samotnym wychowaniem młodego-gniewnego. Wykonuje najnudniejszy zawód świata – jest księgową. Jednak wbrew stereotypom, nie przeszkadza jej to w byciu: miłośniczką solarium, wielbicielką ,,wzorów przypominających futro (głównie ze zwierząt z rodziny kotowatych większego kalibru, typu: tygrysie pręgi, lamparcie cętki) oraz wielką admiratorką stylu lat 80., (poczynając od charakterystycznych pazurków na głowie; przechodząc do wielkich, kiczowatych klipsów; kończąc na bogato i finezyjnie zdobionych sweterkach w krzykliwych barwach).
Postać matki jest dowcipna, inteligentna i poprzez ukazywanie swoich słabości – na wskroś ludzka. Nie jest przegięta ani w stronę papierowo-telenowelową ani w nadekspresyjno-patologiczną. W skomplikowanych stosunkach z synem ukazuje całą amplitudę  emocji: od napadów czułości, prób zrozumienia, załagodzenia sporów; przez pobłażanie, obojętność, zbywanie; po wybuchy gniewu, akty rezygnacji i obezwładniającej bezsilności.
Bohaterka, w końcu przekracza Rubikon cierpliwości i po konsultacji z byłym mężem, postanawia zafundować jedynakowi zesłanie do szkoły z internatem. Przejmująca scena pożegnania Huberta z matką na dworcowym parkingu, winduje film na wyżyny rasowego dramatu psychologicznego. Tradycyjnie zaczyna się od wyrzutów wiecznie nabzdyczonego młodzieńca.  Kończy zaś (po wymownym, kilkusekundowym milczeniu) wyznaniem kobiety rzuconym już w pustkę ,,Umarłabym jutro...”, w odpowiedzi na wykrzyczane przez chłopaka pytanie - ,,CO BYŚ ZROBIŁA, GDYBYM DZISIAJ UMARŁ ?.
Matki wszystkich krajów, łączcie się!
Film Xaviera Dolana  pęka w szwach od kulturowych odniesień. Oś fabularną stanowi wątek relacji matka-syn, co automatycznie narzuca psychoanalityczne odczytanie. Jednak ten bogaty, acz, niemal do cna, wyeksploatowany znaczeniowo bagaż (na czele z  kompleksem Edypa), trąci dziś taniością i może łatwo znieść na interpretacyjne mielizny.
 Reżyser postanowił naszpikować swoje dzieło słynnymi cytatami z matczynym lejtmotywem. Słyszymy - wypowiadane ustami bohaterów słowa Jeana Cocteau  ,,matka nigdy nie będzie przyjaciółką syna, a zaraz potem biblijne ,,czcij ojca swego i matkę swoją. Widzimy majaczący przez chwilę w tle, obraz Matka z córką Gustava Klimta. Czytamy – coelhizmy spłodzone w pocie czoła przez Huberta, o dziwo trafne.
Mimo że, bohater filmu czyni usilne starania by odseparować się od matki i symbolicznie przeciąć pępowinę, jego myśli, rozmowy z innymi wciąż krążą wokół niej. Postaci drugoplanowe i związane z nimi wątki poboczne również temu służą w nieco bardziej zawoalowanej formie.
Przykładem niech będzie historia młodej nauczycielki, która podejmuje się próby  mediacji w sprawie konfliktu Hubert vs Chantele. Stanowi on pretekst do doznania przez kobietę swoistego katharsis, a w konsekwencji – do odbudowania relacji z niewidzianym przez dekadę, ojcem.
Kontrapunktem dla postaci granej przez Anne Duval, jest matka szkolnej sympatii Huberta. To typ  światowej elegantki, zamożnej właścicielki agencji reklamowej. Więź łącząca ją z synem jest  ukazana jako wzorcowy przykład relacji rodzic-dziecko  i żywcem wyjęta z poradnika ,,Jak wychować sobie kumpla, a nie lumpa? autorstwa kanadyjskiej wersji Supernianii.
Okazuje się, że nie taki narcyz straszny jak go opisują. Bo się śmieje. Z  czego się śmieje? Sam z siebie. Ale nie na jawno-prostacko-komediową modłę. Subtelnie, dwuznacznie, ironicznie - szanując intelekt widza, dzięki czemu demonstracyjnie  nie ziewa i co rusz, z rosnącą z każdą minutą irytacją, nie spoziera na zegarek. ,,Zabiłem moją matkę nie pozostawi Was z poczuciem straconego czasu. Okazuje się, że egzaltowanego Xaviera da się lubić, a warunkiem koniecznym wcale nie jest przynależność do kasty hipsterów (czego najlepszym przykładem jest autorka tej recenzji).

,,Zabiłem moją matkę, 2009, reż. X. Dolan


Komentarze